Wywiad z września 2007 poświęcony książce "Zapomniałam, że Cię kocham"
Gabrielle Zevin jest autorką Gdzie Indziej, docenionej przez krytyków książki dla młodzieży, jak również przeznaczonej dla dorosłych czytelników powieści Margarettown. Jej ostatnia książka Zapomniałam, że Cię kocham zgłębia temat odkrywania własnej tożsamości oraz otrzymania drugiej szansy. To historia dziewczynki, która traci w wypadku pamięć i musi odnaleźć sposób, by poskładać swoje życie na nowo. W wywiadzie z Norah Piehl dla Teenreads.com's Zevin wyjaśnia źródła literackich inspiracji kryjących się za postacią Naomi, głównej bohaterki powieści. Autorka opisuje trudności, jakie napotkała podczas tworzenia tej skomplikowanej, niepozbawionej wad postaci, a nawet układa hipotetyczną listę utworów na iPoda. Wyjaśnia także swoją dziecięcą fascynację maszynami do pisania, dzieli się czule pielęgnowanymi wspomnieniami szkolnych czasów i zdradza, co chciałaby przekazać czytelnikom poprzez swoją ostatnią powieść.
Teenreads.com: Skąd pomysł wykorzystania amnezji jako punktu wyjścia do rozważań o pamięci i tożsamości?
Gabrielle Zevin: Pomysły na książki zwykle biorą się z pytań, jakie stawiam sobie w prywatnym życiu. W przypadku Zapomniałam, że Cię kocham zastanawiałam się nad utratą pamięci przez moją babcię, która chorowała na Alzheimera, a pytanie, które posłużyło za inspirację dla tej książki, brzmiało: Czy człowiek jest czymś więcej niż tylko sumą swoich wspomnień i doświadczeń? Innym ważnym zdarzeniem był zjazd klasowy z okazji dziesięciolecia ukończenia szkoły średniej przez mój rocznik. Nie mogłam wziąć w nim udziału, ale zaczęłam rozmyślać nad tym, kim byłam w liceum, jak postrzegali mnie koledzy, jak postrzegałam sama siebie, kim jestem teraz i tak dalej.
TRC: Naomi nie zawsze wzbudza sympatię - dokonuje wielu trudnych odkryć na swój temat, niepewność często popycha ją ku niewłaściwym wyborom. Jak wyglądało tworzenie postaci o tak złożonym charakterze?
GZ: Naomi zrodziła się z ostatniej linijki wiersza Rilkego pod tytułem Starożytny tors Apollina. Brzmi ona (w tłumaczeniu z niemieckiego): „Każda kamienia drobina cię widzi. Musisz swe życie odmienić”. Kiedy miałam tyle lat, co Naomi, był to mój ulubiony wiersz, choć już nim nie jest. Profesor i poeta, którego kiedyś znałam, powiedział mi, że poezję Rilkego można kochać tylko wtedy, gdy jest się bardzo, bardzo młodym. Jednak w dalszym ciągu często myślę o tych słowach, o momencie w życiu każdego człowieka, w którym postanawiamy, że chcemy stać się lepsi. Nie dla naszych rodziców, przyjaciół czy reszty świata, lecz dlatego, że jakaś cząstka nas domaga się zmiany. A zatem tak, Naomi nie zawsze wzbudza sympatię, ale to dlatego, że się zmienia.
A jeśli chodzi o złe wybory Naomi, to sądzę, że jedną z najgorszych rzeczy, jakie mogą spotkać młodego człowieka, jest przyklejenie mu etykietki osoby z gruntu ZŁEJ, wyłącznie dlatego, że podjął kilka kiepskich decyzji. Widzisz, sama podejmowałam (i podejmuję) złe decyzje, robię i mówię rzeczy niemiłe, bywam drażliwa, humorzasta, zazdrosna, próżna i łatwo mnie zranić, ale wiem także, że mam dobre serce, jestem wielkoduszna, a moje działania nie są powodowane złośliwością. Kiedy byłam nastolatką, wszystkie te negatywne cechy przejawiały się sto razy silniej. Czasami mam wrażenie, że najgorszą cechą, jaką mogą być obdarzone nastoletnie bohaterki powieści, jest rozczulająca niezdarność. W każdym razie skoro cała książka została stworzona z punktu widzenia Naomi (a w gruncie rzeczy jej tematem jest ewolucja punktu widzenia bohaterki), to jej postać musiała być jak najbardziej autentyczna i złożona.
Ja, nawiasem mówiąc, MUSIAŁAM polubić Naomi, bo w przeciwnym razie nie potrafiłabym o niej stworzyć książki. Ale prawda jest taka, że niezwykle trudno było o niej pisać. Jej utrata pamięci powodowała odwieczny problem związany z tym, co wie, i momentem, w którym to ujawni. Była więc niewiarygodna jako narratorka, tak naprawdę wbrew swojej woli. Poświęciłam tej postaci mnóstwo czasu. Kiedy szukałam imion dla bohaterów, dowiedziałam się, że japońskie znaki tworzące imię Naomi można tłumaczyć jako ‘piękna poprawka’ i okazało się to niezwykle trafione.
TRC: W miarę oswajania swojej amnezji Naomi odkrywa, że jej choroba może się okazać ukrytym błogosławieństwem, dając jej szansę odkrycia na nowo, kim tak naprawdę jest. Czy kiedykolwiek miałaś szansę, by odkryć lub stworzyć siebie na nowo?
GZ: Wydaje mi się, że jestem osobą z natury zmienną. Stwarzam siebie na nowo za każdym razem, gdy piszę nową powieść. A także choćby wtedy, gdy udzielam wywiadu. I kiedy zmieniam fryzurę lub kupuję nową spódnicę. Robię to codziennie. I mam nadzieję, że właśnie to zapamiętają czytelnicy mojej książki: nie musisz czekać, aż uderzysz się w głowę, by się zmienić. Każdy dzień jest szansą na to, by stawać się coraz lepszym.
TRC: W jednym z moich ulubionych fragmentów książki tata Naomi mówi, że wcześniej czy później zapominamy niemal wszystko, co spotkało nas w szkole średniej, chociaż wtedy te emocje i drobiazgi wydają nam się strasznie ważne. Czy sądzisz, że do pewnego stopnia każdy z nas doświadcza amnezji? Które wspomnienia ze szkoły średniej są Ci szczególnie drogie?
GZ: Moja koncepcja była taka, że amnezja Naomi stanowi w gruncie rzeczy wątek poboczny. I tak im jesteśmy starsi, tym więcej zapominamy. A to, czego nie zapominamy, poddajemy rewizji, przynajmniej tak wynika z moich doświadczeń. Piękno życia polega na tym, że jest ono zdumiewającym dziełem sztuki. Chcę przez to powiedzieć, że najwspanialszą historią, jaką możemy opowiedzieć, jest nasza własna. A zatem tak, sądzę, że życie wymaga od nas zapominania i wyboru tych rzeczy, które warto zapamiętać. Życie, tak samo jak pisanie powieści, wymaga wielu poprawek.
Niewiele wspomnień ze szkoły średniej jest mi drogich. Mam jedną przyjaciółkę z tamtego czasu. Nie utrzymuję kontaktu z byłymi chłopakami, chociaż ciepło o nich myślę. Moje ulubione wspomnienie ze szkoły średniej pewnie nie wyda ci się szczególnie godne uwagi. Pamiętam, jak w ostatnie wakacje przed wyjazdem na studia jechałam samochodem z trzema najlepszymi przyjaciółkami autostradą A1A, biegnącą wzdłuż Oceanu Atlantyckiego, na Florydzie. Nie miałyśmy konkretnego celu, po prostu jechałyśmy przed siebie. Była późna noc, a ja czułam się tak, jakby moje życie właśnie miało się rozpocząć.
TRC: Historia miłosna w ZAPOMNIAŁAM, ŻE CIĘ KOCHAM jest wyjątkowo głęboka i złożona. Czy możesz nam powiedzieć, nie zdradzając zbyt wielu szczegółów fabuły, jak skonstruowałaś ten miłosny trójkąt, czworokąt czy jak go inaczej nazwać?
GZ: To naprawdę jest czworokąt, a może nawet pięciokąt, jeśli policzyć osobno starą i nową Naomi.
Prawdę mówiąc, miałam nieprawdopodobne szczęście do chłopaków. Wszyscy, którzy stanęli na mojej drodze, byli dla mnie mili i dobrzy. Pewnie dlatego postrzegam mężczyzn i otaczający mnie świat w jasnych barwach. W książkach czy filmach zawsze przeszkadza mi to, że jeden facet musi być zły, żeby drugi mógł okazać się tym właściwym. Albo kiedy w historii pojawia się tylko jeden możliwy kandydat na chłopaka bohaterki, jakby musiała poślubić pierwszego faceta, który stanie na jej drodze. Myślę, że życie jest bardziej skomplikowane. Czasami nie wiążemy się z tym, kto jest absolutnie cudowny, i to wcale nie z powodu jego wad, lecz dlatego, że moment nie był odpowiedni, że ta osoba nie jest stworzona dla nas lub też my sami się zmieniliśmy. Istnieje nieskończona liczba splotów okoliczności, które mogą się przytrafić dwojgu ludzi. Wierzę w to, że wybór ukochanej osoby w pewien sposób świadczy o nas samych. Zmiana miłosnych zainteresowań Naomi w założeniu miała przebiegać równolegle z historią jej osobistego rozwoju. A skoro już o tym mowa, jakiś tydzień temu skończyłam czytać O pięknie. W podziękowaniach Zadie Smith cytuje swojego męża, poetę Nicka Lairda, słowami: „Czas jest sposobem, w jaki spędzasz swoją miłość”. Czy te słowa nie są cudowne i prawdziwe?
TRC: Dowiedziałam się, że od dawna fascynują Cię maszyny do pisania. Czy właśnie to zainteresowanie stanowiło dla Ciebie inspirację, gdy opisywałaś pochodzenie Naomi − sieroty porzuconej w pustej walizce po maszynie do pisania?
GZ: Tak! Moim zdaniem ta książka poświęcona jest w dużej mierze pisaniu i historiom, jakie tworzymy całym swoim życiem. Walizka po maszynie do pisania wydawała mi się odpowiednią metaforą. W momencie odnalezienia w tej walizce Naomi stanowi nienapisaną jeszcze historię – zarówno dla siebie, jak też dla mnie jako autorki. Sądzę, że właśnie dlatego tak bardzo pociągają mnie maszyny do pisania – kryją w sobie tyle możliwości! Na pewno znalazłaby się jakaś małpka, która wystukałaby dzieło Szekspira. Ale maszyny do pisania to już przeżytek, prawda? Dwadzieścia, trzydzieści lat temu każdy miał maszynę do pisania. W roku 1999 mieszkałam niedaleko zakładu naprawiającego takie maszyny w Cambridge, w stanie Massachusetts. Zamknęli go, jeszcze zanim się stamtąd wyprowadziłam. Z oczywistych powodów podobał mi się pomysł porzucenia Naomi w zapomnianym przez wszystkich przedmiocie – jako punkt wyjścia do jej historii.
TRC: Bardzo dużą rolę odgrywa w Twojej powieści muzyka. Czy sama słuchasz jej, kiedy piszesz? Gdybyś miała stworzyć listę piosenek dla Naomi, co byś na niej umieściła?
GZ: Zwykle nie słucham muzyki podczas pisania, ale dla tej powieści zrobiłam wyjątek. Muzyka przypomina wehikuł czasu – jak mało co potrafi nas przenieść w czasie i przestrzeni. Pisząc tę powieść, potrzebowałam takiego wehikułu.
Wszystkim mówię, że jest to powieść moja i mojego iPoda, ponieważ iTune’y i iPody całkowicie odmieniły sposób, w jaki ludzie słuchają i doświadczają muzyki. W dalszym ciągu uwielbiam słuchać płyt, ale równie mocno kocham wolność wyboru towarzyszącą tworzeniu własnych składanek – naprawdę możemy stworzyć ścieżkę dźwiękową do swojego życia, choć pewnie brzmi to bardzo sentymentalnie.
Akcja książki rozgrywa się w 2004−2005 roku. Poniższa lista zawiera piosenki, których słuchałaby Naomi, wspominając szalony rok, gdy była zakochana w trzech chłopcach i chorowała na amnezję.
Część pierwsza: Piosenki dla Willa:
Neighborhood #1 (Tunnels) – Arcade Fire
Yoshimi Battles the Pink Robots – The Flaming Lips
A Certain Romance – Arctic Monkeys
Część druga: Piosenki dla Jamesa
First Day of My Life – Bright Eyes
Vindicated – Dashboard Confessional
Angeles – Elliot Smith
World Spins Madly On – The Weepies
Część trzecia: Piosenki dla Ace’a
Wigwam – Bob Dylan
Ripchord – Rilo Kiley
Better Man – Pearl Jam
Część czwarta: Piosenki dla mnie
Foux de Fa Fa – Flight of the Conchords (ukłon w stronę lekcji francuskiego)
Life on Mars? – David Bowie (można by ją zastąpić Changes)
1979 – Smashing Pumpkins
That’s the Story of My Life – The Velvet Underground
Your Ex-Lover is Dead – Stars
A później wystarczy je przemieszać.
TRC: Poza Zapomniałam, że cię kocham wydałaś dwie inne książki – przeznaczoną dla młodzieży Gdzie Indziej oraz Margarettown, tym razem dla dorosłych. Dlaczego zdecydowałaś się poświęcić swoją nową powieść tym młodszym odbiorcom? Co polubiłaś w pisaniu dla młodzieży?
GZ: Po napisaniu Gdzie Indziej bardzo chciałam poświęcić następną książkę tym razem żyjącej szesnastolatce. Przez pewien czas myślałam o Zapomniałam, że cię kocham jak o Gdzie Indziej, jakby to Liz obudziła się ze śpiączki i musiała sobie poradzić w zaistniałej sytuacji. A więc tak naprawdę ta nowa powieść jest rodzajem podstępnego, tematycznego sequelu, ponieważ stanowi kontynuację (i jednocześnie konkluzję) myśli, dotyczącej trwania, życia i całej tej cudownej reszty.
Pisanie dla młodzieży rzeczywiście sprawiło mi niespodziewaną przyjemność. Czytelnicy wprost zasypali mnie e-mailami, a nie ma dla mnie większej radości, niż kiedy czytam, że moja książka sprawiła, że ktoś chce przeczytać kolejne lub że ktoś, zainspirowany moją twórczością, sam chciałbym zostać pisarzem.
TRC: Gdzie Indziej często porównywano do Nostalgii anioła Alice Sebold, wydanej w podobnym czasie i także poruszającej temat życia po śmierci. Prawdę mówiąc, znam wielu dorosłych czytelników, których Twoja książka zachwyciła bardziej niż powieść Sebold. Jak sądzisz, co może im się spodobać w Zapomniałam, że cię kocham?
GZ: Chociaż dorośli mają więcej życiowego doświadczenia niż nastolatki, sądzę, że ludzie w każdym wieku zadają sobie podobne pytania: Gdzie jest moje miejsce? Jak być szczęśliwym? Kogo i co kocham? Tak więc hipotetyczny dorosły czytelniku, jeśli jesteś ciekawy rozważań na któryś z tych tematów, daj mojej książce szansę. Poza tym starałam się, by historie dorosłych w Zapomniałam, że cię kocham były równie intrygujące, jak historie dzieciaków. Prawdę mówiąc, pożyczyłam dorosłym bohaterom kilka szczegółów z własnej biografii. Na przykład matka Naomi, Cass, ma mieszane pochodzenie rasowe, tak jak ja. A tata Naomi, Grant, jest moim pierwszym bohaterem-pisarzem i stworzyłam tę postać na bazie własnych doświadczeń i przeżyć, także tych związanych z literackim debiutem. Historie dorosłych w gruncie rzeczy stanowią odzwierciedlenie losów Naomi – dotyczą miłości, drugich szans i zmiany. Grant musi się określić na nowo w równym stopniu, co Naomi. Stał się jej głównym opiekunem, zmienił pracę i rozpoczął nowy związek. Sądzę, że tak wielkie zmiany (czy choćby wyobrażenie ich sobie) mogą się okazać trudniejsze dla dorosłego niż dla nastolatka.
TRC: Napisałaś szereg scenariuszy. Czym się różni proces pisania scenariusza od pisania powieści? Co możesz umieścić w fabule książki, czego próżno szukać w scenariuszu, i odwrotnie?
GZ: Scenariusze rządzą się swoimi zasadami: mają długość 90-110 stron, zwykle składają się z trzech części, a historia jest w nich opowiedziana głównie przez oczywiste zachowania bohaterów i dialog, w konsekwencji czego jeszcze przed napisaniem pierwszego słowa sporo o takim scenariuszu wiemy. W przypadku książek zasady nie istnieją – możliwości w zakresie ich formy są nieograniczone. Pisanie książek sprawia mi przyjemność, ponieważ daje możliwość zagłębienia się w przeżycia wewnętrzne bohatera w sposób, na jaki scenariusze zwykle nie pozwalają. Lubię pisać scenariusze, ponieważ czasami istnienie zasad bywa kreatywnie wyzwalające. Oczywiście życie scenariusza bardzo różni się od życia książki. Scenariusz jest tylko mapą, planem dla pozostałych współpracowników. W żadnym razie nie jest to produkt finalny. Jeśli zostanie przekształcony w film, będzie interpretowany przez aktorów, reżysera, kamerzystę, dział artystyczny, wydawcę oraz kilka innych osób, i taka praca może cieszyć. Książka stanowi produkt sam w sobie i to także jest przyjemne.
TRC: Których autorów lub książki poleciłabyś młodym czytelnikom?
GZ: Przede wszystkim polecam książkę Johnny Got His Gun Daltona Trumbo. Opowiada ona o żołnierzu, który budzi się bez rąk, nóg, ust, nosa, oczu i uszu (możliwe, że pominęłam jakieś części ciała). Nie jest to może moja najbardziej ulubiona książka, ale ostatnio do niej wróciłam i uważam ją za niezwykle ciekawą i prowokującą. Jako drugą poleciłabym Old School Tobiasa Wolfe’a. Naprawdę mi się podobała. Jej akcja rozgrywa się w podstawówce w latach sześćdziesiątych i opowiada o pisaniu, honorze, płci, szkole. Moim zdaniem jest w niej wszystko, czego potrzeba dobrej powieści.
TRC: Twoje zainteresowanie pisaniem (a przynajmniej stukaniem na maszynie) zaczęło się już w dzieciństwie. Jakimi radami chciałabyś się podzielić z początkującymi pisarzami?
GZ: Obawiam się, że nie wymyślę nic szczególnie odkrywczego. Dużo czytajcie. Dużo piszcie. I jeszcze więcej czytajcie. Zakładając, że te warunki zostaną spełnione, zasugerowałabym coś jeszcze. W świecie wszechobecnych blogów i Internetu warto czasami pewne rzeczy zachować dla siebie. Jeśli ma z tego powstać coś pięknego, musimy wierzyć, że nasze dzieło jest sekretem, którego warto dochować. Po drugie, najgorszą rzeczą, jaka może się przydarzyć młodemu (choć nie tylko młodemu) pisarzowi, jest zatracenie umiejętności dostrzegania zalet innych książek. Trzeba być bardzo krytycznym wobec własnej pracy i nadzwyczaj życzliwym wobec cudzej. Mówiąc o życzliwości, nie mam na myśli chwalenia wszystkiego. Dobry autor po prostu stara się zrozumieć intencje innego pisarza, nim zacznie go oceniać.
TRC: Nad czym teraz pracujesz i kiedy czytelnicy będą mogli zobaczyć efekty?
GZ: Właśnie kończę pisać powieść dla dorosłych, całkowicie inną od moich poprzednich książek. Jestem tym bardzo podekscytowana. Skończyłam pisać scenariusz do Gdzie Indziej i coś jakby się ruszyło w tej sprawie, chociaż nie wiadomo jeszcze, jaki będzie finał. Poza tym uczę się japońskiego i chciałabym posiąść umiejętność gry na banjo. Może mi się to przydać podczas realizacji kolejnych projektów. Jak już mówiłam, nigdy nic nie wiadomo…
Źródło: www.teenreads.com