Polecamy
Padlina
Newsletter
Inge Löhnig Inge Löhnig

Mój gniew musiał znaleźć ujście

- wywiad z Inge Löhnig


Agnieszka Hofmann: Z przyjemnością donoszę, że pani pierwsza powieść „Zapłatą będzie śmierć” właśnie ukazuje się w polskim przekładzie. Czy zechciałaby pani w kilku słowach przedstawić się polskim czytelnikom?


Inge Löhnig: W telegraficznym skrócie: Inge Löhnig, 55 lat, mężatka, dwójka dzieci. Pisarka i designerka. Mieszkam wraz z rodziną w pobliżu Monachium.


Dlaczego zaczęła pani pisać? Zawód, który z powodzeniem wykonywała pani przez wiele lat, nie miał wiele wspólnego z literaturą.


Marzenie o pisaniu drzemało we mnie od czasów szkolnych. Kiedyś przeczytałam pewien kryminał, w recenzjach wychwalany pod niebiosa, który cisnęłam w kąt ze złością i rozczarowaniem. To był punkt zwrotny. Pomyślałam wtedy: „Tak to i ja potrafię pisać. A nawet lepiej”. Prędko musiałam zmierzyć się z tymi ambicjami.

Powieści nie wytrząsa się ot tak, z rękawa. Nie wystarczy sam pomysł. Kilkusetstronicową katastrofę, jaką była moja pierwsza pisarska próba, pogrzebałam na dnie szuflady. Później zaopatrzyłam się w literaturę fachową, wzięłam udział w licznych warsztatach dla pisarzy i mozolnie uczyłam się trudnej sztuki tworzenia powieści. Najśmieszniejsze jest to, że kiedy po latach ponownie przeczytałam kryminał, który popchnął mnie do spróbowania sił jako pisarka, okazało się, że jest świetny. Po prostu podczas pierwszej lektury książka nie wstrzeliła się w moją wizję.


Udało się pani to, o czym wielu autorów może tylko marzyć. Pani debiutancka powieść odniosła ogromny sukces i została bardzo życzliwie przyjęta zarówno przez czytelników, jak i przez krytyków. Jak się to pani udało? I jak ten sukces zmienił pani życie?


Miałam sporo szczęścia. Manuskrypt z miejsca spodobał się mojej agentce, która zaproponowała go kilku wydawnictwom. Książka spotkała się z entuzjazmem w wydawnictwie Ullstein, co zaowocowało kontraktem na dwie powieści i umieszczeniem ich pośród flagowych tytułów.

Sukces powieści z komisarzem Dühnfortem w roli głównej nie zmienił mojego życia z dnia na dzień. To był powolny, trwający lata proces, w wyniku którego ostatecznie zrezygnowałam z dotychczasowej pracy we wzornictwie, by całkiem poświęcić się pisaniu. Wciąż niezmiernie zdumiewa mnie fakt, że w wieku pięćdziesięciu lat naprawdę odważyłam się na taki krok i w dodatku odniosłam sukces.


Jak zrodziła się postać komisarza Konstantina Dühnforta? Czy ma swój pierwowzór w realnym świecie albo w literaturze? Jeśli pani książki miałyby kiedyś zostać zekranizowane, kogo widziałaby pani w roli komisarza?


Nie istnieje żaden realny ani literacki wzorzec Konstantina Dühnforta. Niewykluczone, że mój komisarz przejął odrobinę z Thomasa Lynleya i że jego osobowość zaprawiona jest lekką nutą Kurta Wallandera. Uwielbiam powieści Elizabeth George i Henninga Mankella.

Tak naprawdę to Dühnfort mnie znalazł. Z chwilą, gdy go nazwałam, wiedziałam, jaki będzie miał temperament. Zaistniał w mojej wyobraźni i rozgościł się w niej na dobre. Jego wątek pisze się niemalże sam. Zaś aktor, którego chętnie zobaczyłabym w roli Dühnforta, to Samuel Finzi.


Powstały już cztery powieści z komisarzem Dühnfortem. Czy będzie pani kontynuowała tę serię czy może korci panią, żeby stworzyć coś zupełnie innego?


Będą dalsze części serii z Dühnfortem. W końcu kwietnia złożyłam w wydawnictwie manuskrypt piątego tomu, a pod koniec lata zabieram się do pracy nad szóstą częścią. Oprócz kryminałów piszę również thrillery dla młodzieży, co daje mi ogromną satysfakcję. Pracuję teraz nad ostateczną wersją trzeciej już powieści tego typu. A potem zobaczymy. Chętnie napisałabym thriller dla dorosłych albo sagę rodzinną. Niewykluczone, że te mgliste pomysły przybiorą kiedyś bardziej konkretną formę.


W powieści „Zapłatą będzie śmierć” rozlicza się pani z trudnymi tematami − molestowania seksualnego i religijnego fanatyzmu. Dlaczego wybrała pani akurat tę problematykę?


Fanatyzm religijny wrósł w postać mojego zbrodniarza. Im dłużej o nim myślałam, tym bardziej uwydatniała się właśnie ta cecha jego osobowości. Jest ona częścią jego przeszłości, immanentnym fragmentem biografii. Więcej nie powiem, by nie zdradzać zbyt wielu szczegółów. Natomiast podejście Kościoła katolickiego do problemu wykorzystywania seksualnego przez kler oburzało mnie od dawna, jeszcze na długo przed ujawnieniem wielkich skandali z tym związanych. Sprawców nie pociągnięto do odpowiedzialności, nigdy nie poddano karze. Oddelegowywano ich po prostu do kolejnej parafii, gdzie mogli wrócić do pracy z dziećmi i młodzieżą, wrócić do molestowania. Przymykano oczy, a ofiary nikogo nie obchodziły. Sprawę bagatelizowano, a dowody tuszowano. Mój gniew musiał znaleźć ujście.


Jaki jest przepis na dobry kryminał?


To trudne pytane. Mogę mówić tylko za siebie, zresztą jestem przekonana, że nie istnieje jeden, uniwersalny przepis na udany kryminał. Książka obowiązkowo musi trzymać w napięciu – obojętnie, czy buduje się je stopniowo, czy zaczyna od zawrotnego tempa wydarzeń. Ważne jest, by napięcie harmonizowało z ogólną atmosferą, wpisywało się w nią, a postaci było pokazane w sposób żywy, wielowymiarowy, by były autentyczne. Moim zdaniem dobry kryminał to taki, w którym chodzi o coś więcej niż o schwytanie sprawcy, w którym ukryte jest drugie dno, który nie podaje czytelnikowi wszystkiego na tacy, tylko zostawia margines dla jego własnych odkryć. Dobra książka musi wywoływać emocje.


Czy pani zdaniem Niemcy potrafią pisać dobre kryminały?


Myślę, że wychodzi nam to całkiem nieźle. W końcu dlaczego miałoby być inaczej? Dlaczego tylko Brytyjczycy, Amerykanie czy Skandynawowie mają mieć monopol na ten gatunek? Jesteśmy świadkami prawdziwego boomu na niemieckie kryminały, co mnie oczywiście bardzo cieszy.


Czy literatura kryminalna to tylko rozrywka, czy też powinna zawierać rodzaj przesłania albo wręcz krytyki?


Myślę, że kryminał zyskuje dodatkowe walory, jeśli zahacza o problematykę społeczną i piętnuje anomalie, ukazuje deformacje, jeśli ma w sobie wspomniane już drugie dno. Ważne jest przy tym, żeby autor nie wygrażał moralizatorsko palcem, tylko wtopił się ze swoją opinią w tło powieści. To opowiadana historia ma nieść swoją treścią wartości. Czytelnik musi je odkryć i wyciągnąć własne wnioski.


Jak wygląda pani proces twórczy? Pisze pani spontanicznie czy skrupulatnie reżyseruje każdą scenę, cyzeluje każdy rys charakteru? Jaką rolę odgrywa przygotowanie informacji?


Odkąd moja pierwsza próba spontanicznego spłodzenia powieści zakończyła się dwustustronicową katastrofą, zaczęłam starannie planować moje książki. Planując, jednocześnie obmyślam charaktery bohaterów, gromadzę i sprawdzam informacje oraz szkicuję fabułę. To jedyny sprawdzony sposób. Niekiedy powstaje z tego niezły bałagan, który porządkuję, pisząc.

Niektórzy bohaterowie, jak Dühnfort, sami mnie odnajdują. Nagle stają przede mną i zaczynają żyć własnym życiem, często zmieniając bieg zaplanowanej opowieści. Inne z kolei opierają się, nie dają się formować. Wówczas muszę być nieustępliwa i drążyć dalej.

Zbieranie i sprawdzenie informacji jest niezmiernie ważne. Nie tylko dlatego, że nie chcę wypisywać wyssanych z palca bzdur. Dobre przygotowanie gruntu otwiera nieoczekiwane możliwości poprowadzenia akcji.


Gdzie znajduje pani inspirację do swoich książek? Jak znaleźć pomysł?


Różnie z tym bywa. Pomysł, na którym opiera się moja pierwsza powieść, przyszedł mi do głowy podczas wyprawy rowerowej. Do drugiej książki zainspirował mnie artykuł w gazecie, do trzeciej szperanie w starych danych, które zgromadziłam podczas pisania wcześniejszych powieści. Mój wewnętrzny radar nieustannie czuwa i czasem wystarczy notka w gazecie, bym zaczęła snuć plany kolejnej książki. Tak było z piątym tomem serii z Dühnfortem.


Czy polscy czytelnicy poznają pani kolejne powieści?


W oryginale ukazały się już cztery części kryminalnych przypadków Dühnforta, piąty tom ukaże się w grudniu. Sprawiłoby mi ogromną radość, gdyby Dühnfort znalazł w Polsce równie duże grono zwolenników.


Z Inge Löhnig rozmawiała Agnieszka Hofmann.

Niewidzialny Pierścień
Bestsellery
  • Postrach MICHAł ŚMIELAK
  • Pieśń pustyni GRZEGORZ WIELGUS
  • Padlina ADAM DZIERżEK